![]() |
![]() |
|
||||||||||||
![]() |
![]() |
STRONA KOHELETA |
||||||||||||
![]() |
![]() |
|
||||||||||||
![]()
|
(17) Oto, co ja uznałem za
dobre: że piękną jest rzeczą jeść i pić, i szczęścia zażywać przy swojej pracy,
którą się człowiek trudzi pod słońcem, jak długo się liczy dni jego życia,
których mu Bóg użyczył: bo to tylko jest mu dane. (18) Dla każdego też człowieka,
któremu Bóg daje bogactwo i skarby i któremu pozwala z nich korzystać, wziąć
swoją część i cieszyć się przy swoim trudzie - to Bożym jest darem. (19) Taki
nie myśli wiele o dniach swego życia, gdyż Bóg go zajmuje radością serca.
(Ks. Koheleta 5 : 17 - 19,
Biblia Warszawska)
Mój przyjaciel. Mój przyjaciel jest jak dziecko. Wierzy w
prawdę. Patrzy oczami pełnymi pobożnych życzeń. Nie jest wariatem. Jest prawie
normalny ( o ile tacy są). Nie mówi sam do siebie, kupił sobie lustro, ale do
niego tylko pije ( czasami). Ma w głowie wersety z Biblii. To taka książka,
która zaczyna się od opisu stworzenia grzechu. Koniec też jest ciekawy - jest
144 000 wersji, jak to zrozumieć. Nigdy nie powiedział, którą wybrał. Może ma
nadzieję, że historia lubi się powtarzać. Może też czeka na Armagedon. Tylko
nie wiadomo, według której wersji. Powiedział mi kiedyś, że życie to ciągła
walka. Ja też tak myślę ( odkąd się ożeniłem). Mój przyjaciel jest jak dziecko. Wierzy w
prawdę. Kiedyś dał mi do czytania Biblię. Powiedział tylko: Czytaj z modlitwą a
wszystko zrozumiesz. Czytając zapomniałem, co mi powiedział. Chyba modlitwa
była zbyt szablonowa. Do dzisiaj nie wiem: Po
co Bóg stworzył Ewę - jakby mało było problemów z innymi zwierzętami. Po
co Bóg dał dziesięć przykazań - skoro nikt nigdy ich nie przestrzegał. Po
co Bóg złożył ofiarę ze swojego pierworodnego - skoro dzisiaj wszyscy mówią, że
Judasz był zdrajcą, a Jezusa zabili Żydzi. Po
co Jezus nauczał, jego uczniowie nauczali, skoro dzisiaj religia jest wielką
błazenadą. Po
co ta wspaniała Biblia - skoro dzisiaj nikt jej nie czyta a większość religii
opiera się na tradycji i „boskości” ich przywódców. Po co? Mój przyjaciel jest jak dziecko. Wierzy w
prawdę. Kiedyś zapytałem się:, Dlaczego życie zaczyna się w bólach, upływa w
mękach i kończy się tragicznie? Powiedział tylko: to przez Ewę. Mógłby także
powiedzieć, że to Bóg stworzył grzech, aby Ewa raz na zawsze wybiła ludziom z
głowy Raj. Póki,
co życie trwa, płynie. Nie wiadomo tylko, po co. Może kiedyś powiem: Przeżyłem
życie jak -życie tego chciało. Godnie, roztropnie, mądrze, po chrześcijańsku
biegłem tą autostradą na największą błazenadę wszechczasów. Sąd Boży nad jego
własnym grzechem i wszystkimi, którzy dali się omamić Ewie. Mój przyjaciel jest jak dziecko. Wierzy w
prawdę. Ja też chciałbym. To wspaniałe po- znać
prawdę. Kiedyś zapytałem się:, Co to jest prawda? Powiedział tylko: To, co
logicznie da
się opisać, wyjaśnić i logicznie wytłumaczyć. Szkoda tylko, że nie zapytałem
się, co to znaczy
logicznie. Ale wiem, że takie pytania prowadzą do nikąd.
Im więcej pytań, tym mniej wiesz. Dlatego
czasem warto zrezygnować z intelektualnego przepychu i po prostu uwierzyć. A
póki, co nasza prawda leży w środku wielkiego, cholernie twardego orzecha. Już
wielu połamało głowy. Stara prawda mówi: Głową skorupy nie rozbijesz. I
pamiętaj głowa to tylko głowa. Jeśli pusta to pęknie. Jeśli pełna, to nie
będziesz się rozbijał. Bo, po co nawet najmądrzejsza głowa, skoro na skorupki
się rozleci. Mój przyjaciel jest jak dziecko. Wierzy w
prawdę. Kiedyś wypiliśmy przed tym jego lustrem"trochę". Dzisiaj
wiem, "trochę" zamieniło głowę w tramwaj. Wtedy powiedziałem: Nie
będę się upijał. Nigdy. Nie chcę zejść na psy i wyglądać jak pijana świnia. On
też wierzy, że mu się uda. Skurczybyk. Ma wrzody żołądka. Nie może pić. Tylko
płyny szlachetne. Mój przyjaciel jest jak dziecko. Wierzy w
prawdę. Może kiedyś mu podziękuję. Był dla mnie wzorem swobodnego myślenia.
Nawet z tymi jego wrzodami. I wiarą w prawdę. Pokazał mi moje Myśli. One też
mogą być piękne Mój przyjaciel wierzy w prawdę. Ma dzieci.
Niech Bóg mu pomoże, jak pomógł mi.
Strumyk
płynął wartko, omijając krzywe, stare i brzydkie baby pełzające w poszukiwaniu
wiosny. Ciche westchnienie ustępującej zimy, ostatni chłodniejszy powiew. Może
to wiosna. Ale skąd te baby? Powykręcane starcze obowiązki dawno już przestały
dodawać im sił w codziennej przepychance. Może młody sołtys oczyścił
chałupę z
naleciałości zdegenerowanej zimy. Z workiem, w połowie zżartym przez minione
lata, wyrzucił parę zbędnych chudych
nóg, z wiecznie rozdziawioną gębą. Dość! Idzie wiosna! PRZEDPOŁUDNIE. Młoda
wdowa rozkłada swoje przykazania miłości, pomiędzy filiżankami z białej
porcelany. Jeszcze biała. Jak śnieg. Nie pasuje do nich stara baba. Idzie
wiosna! Młoda gospodyni rozkłada nogi przy porannej toalecie. Musi wyczyścić
naleciałości wieczornych seansów z domowej kolekcji wideo. Młody sołtys ogląda
zmurszałe sztachety w płocie sąsiada. On już przestał witać, żegnać nową porę
roku. Pożegnał się raz na cmentarzu. I tak już zostało. Teraz nie ma sołtys
ładnego płotu. Ale ma parę nóg i wiecznie zamkniętą gębę. POŁUDNIE. Młoda
gospodyni rozkłada przepisowe książki. Czyta. Jeden kurczak. Może być zabity.
Młody sołtys z błyskiem pogardy morduje pierwszą z brzegu kwokę. Ona czyta.
Młody sołtys niecierpliwie poprawia kapelusz. Wąsy zgolił. Były za mało
francuskie. Czeka. A ona czyta. Dobrze im tak. Stara baba nie umiała czytać.
Ale wiedziała, po co babie garnki w kuchni. Idzie wiosna! POPOŁUDNIE. Młoda
gospodyni rozkłada nowe, biało śnieżne talerze. Srebrne sztućce nie poszły do
lasu. Stara baba nie ma zębów, więc
po co jej sztućce. Młody sołtys w czystej wodzie reklamowym mydłem myje ręce.
Nic nie mówi. On wie, że stara baba to nie Chrystus. Idzie wiosna! PRAWIE
WIECZÓR. Młoda
gospodyni rozkłada kolejne zmiany. Teraz ona jest podporą codzienności młodego
sołtysa. Cisza. Młody sołtys poszedł z weterynarzem. Ciężkie chwile dla jakiejś
głupiej krowy. Młoda wdowa też potrzebuje. Nie zawsze wchodzi kaseta wideo.
Idzie wiosna! Po co pchać byle, co. Młody sołtys nie śpieszy się. Jest dobry.
Lepszy od szklanych udawaczy. Oni potrafią dobrze stękać. Młoda wdowa też.
Idzie wiosna! WIECZÓR. Młoda
gospodyni rozkłada nogi. Domowe gniazdo pachnie wiosną. Młody sołtys wkłada
kasetę. On działa jak ruski telewizor.
Musi się rozgrzać. Jest czas. Stara baba nie węszy w spiżarni. Młoda wdowa nie
czeka na grzech z kasety. Śpi.
Może we śnie będzie Afrodytą. A jej dusza, chociaż przez chwilę będzie wyżej
niż pępek. Pulsujący krwioobieg nadyma
jej pragnienie. Nie widzi. Nic nie widzi. Tylko czuje. Młody sołtys
przeistoczył się w młodego byczka. Bucha z nozdrzy gorąca żądza. Jest
rozgrzany. Kaseta stęka dalej. Nie słyszy. On nie słyszy. Wchodzi coraz
głębiej. Stara
baba nie węszy w kuchni. Ma czas. Do końca. Jest bogiem. Idzie wiosna! NOC. Młoda gospodyni składa
ręce. Boże odpuść nam nasze winy. Młody sołtys nie słyszy starej baby. Teraz
wiosna. Jego wiosna składa ręce. Młoda. Może powie Amen. Z anielskim uśmiechem
młoda gospodyni i młody sołtys. Są
szczęśliwi. Mieli orgazm. Stara baba już nie będzie stękać w komórce. Idzie
wiosna! Za dziewięć miesięcy będzie jeszcze młodszy sołtys. Idzie wiosna! Młoda
wdowa już wie. Onateż. Za trzydzieści lat może następna stara baba będzie
pełzać. Nie. Młody sołtys kupi karabin. Już wie, dlaczego wiosna się spóźnia.
Stara baba siedzi z nią na rowie. Idzie wiosna!
|